Miejskie pasieki, a bioróżnorodność

0
296

W ostatni weekend odbył się Światowy Dzień Pszczół. To dobry pretekst, aby zapoczątkować nasz ekologiczno-energetyczny felieton, w trakcie którego będę dzielił się swoimi przemyśleniami na tematy przedmiotowych trendów obecnych na Górnym Śląsku, a zwłaszcza w Śląsko-Zagłębiowskiej Metropolii.

Od dłuższego czasu naukowcy przynosili hiobowe wieści mówiące o katastrofie ekologicznej, wielkim wymieraniu i zmianach klimatycznych. Jedną z wielu odpowiedzi na niniejsze problemy, a zwłaszcza na wielkie wymieranie (i sprzężone z nim bezpośrednio pojęcie różnorodności biologicznej) miały być miejskie pasieki. Najpierw naukowcy (przykładowo na dachu Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego), następnie politycy, a w końcu przedsiębiorcy oraz społecznicy zakładali miejskie pasieki, w których zamieszkały pszczoły miodne. Jakkolwiek katastrofa ekologiczna, wielkie wymieranie gatunków i zmiany klimatyczne są metodycznie, a więc celnie ujętymi problemami, tak już miejskie pasieki niekoniecznie okazały się trafnymi odpowiedziami.

Analitycy ze Swiss Federal Institute zauważyli, że tworzenie miejskich pasiek dla pszczół miodnych zamiast ratować pszczoły – wręcz przeciwnie – zmniejsza różnorodność biologiczną. Wynika to z presji, którą wywierają pszczoły miodne na dzikie gatunki pszczół. Pszczoły miodne funkcjonują w dobrze zorganizowanym społeczeństwie, znajdują się pod opieką pszczelarza oraz magazynują pożywienie na „gorsze czasy”. Dzikie pszczoły będące w większości samotnikami, nie mają z pszczołami miodnymi żadnych szans w rywalizacji o pożywienie. Ta informacja jest tym donioślejsza, że pszczoły miodne są zapylaczami uniwersalnymi i jak wszystko, co uniwersalne, nie są najbardziej efektywne przy konkretnych gatunkach roślin.

Dzicy zapylacze są bardziej różnorodni. Charakteryzują się różną wielkością, a także różnorodnymi upodobaniami. Dzięki temu zapylają większą ilość gatunków roślin.

Naukowy w Uniwersytecie w Toronto stworzyli sformułowanie „bee-washing”, będące inspirowane pojęciem „greenwashing”. Greenwashingiem są nazywane działania wizerunkowe przedsiębiorstw (często fasadowe) mające przedstawiać je jako proekologiczne, zielone przedsiębiorstwo. Duża popularność pasiek miejskich spowodowała wyodrębnienie bee-washingu, który analogicznie polega na budowaniu proekologicznego wizerunku przedsiębiorstw w oparciu o działania promocyjne związane z pszczołami (miejski miód, maskotki pszczół, informacje prasowe, proekologiczny kontent internetowy).

W takim razie pojawia się pytanie: co należałoby zrobić, aby wspierać także dzikie pszczoły? Częściową odpowiedzią na tak zadane pytanie miały być „pszczele hotele”, które jednak w większości świecą pustką. W tym momencie naukowcy sugerują, aby tam, gdzie jest to możliwe zwyczajnie ograniczyć koszenie miejskich trawników do jednego cięcia późnym latem. W ten sposób powstałe łąki kwietne gwarantują większą ilość pożywienia dla wszystkich gatunków zapylaczy, a dla pszczół dzikich także miejsce do zamieszkania.

Odpowiedz

Napisz komentarz
Twoje imię